Nie jestem zwolenniczką trzymania się na siłę naturalnego
koloru włosów.
Nie uważam, żeby prawdą było stwierdzenie, że w naturalnym
kolorze włosów zawsze będzie nam najlepiej. Moje ,,prawdziwki’’ (słownictwo
zapożyczone od Kokardki Mysi Klik Klik) są typowo słowiańskim kolorze, szyli
szarobury, ciemny blond, zwany mysim. Farbuję się od czasów studiów, a henną od
ponad roku. Od razu zaznaczam, że w całym moim życiu używałam tylko henny
Lush`a, nie miałam do czynienia z bardzo popularnym produktem Khadi.
Wbrew pozorom henna
Lush`a jest łatwa w użyciu, wygodna w dzieleniu na porcje oraz przechowywaniu.
Lushowe farby są prasowane w tabliczki podobne
do czekoladowych. Składają się z sześciu kostek. W zależności od długości oraz
gęstości włosów możemy odłamać sobie odpowiednią ilość produktu. Najłatwiej
jest to zrobić poprzez lekkie nacięcie tabliczki naokoło, wystarczy lekko
naciąć na głębokość około 3mm. Po takim zabiegu kostka odłamuje się bardzo łatwo.
Przy moich krótkich, średnio gęstych włosach
ściętych na boba wystarcza mi kostka do
farbowania. Widziałam, że jedna z blogerek używa 2 na swoje długie włosy do
połowy pleców. Przy długich i gęstych włosach jak np. ma Anwen proponowałabym
3-4 kostki.
Jak widać po poprzednim punkcie taka tabliczka
starczy nam, na co najmniej 3 farbowania. Jej cena to 10.95 euro, czyli
wychodzi mniej niż 4 euro za farbowanie. Dla mnie wychodzi mniej niż 2 euro J.
Bierzemy ilość kostek odpowiednią dla naszych włosów.
Kostki wkładamy do miseczki. Pamiętaj, że może ona pofarbować, dlatego polecam
szklane. Cała miseczkę wkładamy do łaźni parowej, czyli lekko gotującej się wody
w garnuszku. Do miseczki z kostkami henny dolewamy niewielką ilość gorącej,
zagotowanej wody. Zawsze lepiej jest dolać wody niż odparowywać lub musieć dodać następna kostkę henny. Powoli gotujemy wodę w
garnuszku, a henna się rozpuszcza. Można, co jakiś czas mieszać hennę, aż do
całkowitego rozpuszczenia.
Według Lush`a hennę należy nakładać ciepłą! Oczywiście
nie prosto z garnuszka, bo się poparzymy. Przed nałożeniem henny polecam założyć koszulkę, której nie
będzie wam szkoda lub się rozebrać. Nie zapomnij założyć rękawiczek! Lush
zawsze dodaje je do zestawu J. Poleca się przy brązowych hennach pozostawić je na włosach
niczym nieokryte, a czerwona zafoliować.
Ja zawsze na wszystkie henny nakładam kolię kuchenną, a na nią ręcznik. Wtedy nie
jest mi zimno w głowę i nic się nie sypie J.
Samą hennę trzymamy 2-4 godziny. Ja zawsze
trzymam 2 bo więcej mi się nie chce. Hennę spłukujemy letnią wodą, można do
tego użyć delikatnego szamponu lub odzywki. Lush poleca nie myć włosów 48 godz.
po farbowaniu, do czasu uzyskania ostatecznego koloru.
Ponieważ henna jest naturalnym składnikiem, farbowanie
nią przebiega inaczej niż przy zwykłych farbach. Przy kolorze czerwonym kolor
lekko wzmocni się w ciągu 24h. Kolory brązowe ciemnieją w ciągu 48h. Jest to spowodowane
reakcja z naszymi włosami, utlenianiem. Włosy po hennie mogą być tępe, sztywne
i szorstkie. Minie to po pierwszym myciu. Po regularnym użytkowaniu henny mogę zauważyć,
że moje włosy są grubsze oraz mocniejsze, jest to spowodowane obklejaniem się
henny wokół włosów. Nie ma to nic wspólnego z obrzydliwym obklejaniem się
sylikonów wokół włosów! Włosy wciąż będą wstanie przyjmować składniki z
odżywek, wcierek itd.
- fajne kolory do wyboru (czerwień, machoń, ciepły brąz oraz
czerń)
- wspaniałe odżywienie włosów
- zapach ziołowy (ja go kocham)
- prosty w przygotowaniu (zrobić wanienkę parową i już)
- pięknie się rozpuszcza, jogurtowa konsystencja ułatwia
manipulacje
- kostki pozwalają na łatwy podział ilości w stosunku do zabiegu
(krótkie włosy 1 kostka, 2 kostki średnie włosy, gęste 3-4 kostki)
- włosy stają się gęstsze, błyszczące i mocne
- zauważyłam, że się tak nie łamią, łatwo się układają
- cena adekwatna do wydajności
- fajny skład wzbogacony olejkami